Włóczykij wyrusza na południe

Góry, podróże i Ziemia Tarnowska

Włóczykij wyrusza na południe Bieszczady,Górskie wędrówki,Z dzieckiem Bieszczadzkie opowieści z rodzinnej podróży. Kilka spokojnych propozycji z Bukowca między Soliną a Wetliną.

Bieszczadzkie opowieści z rodzinnej podróży. Kilka spokojnych propozycji z Bukowca między Soliną a Wetliną.


Bieszczady z dzieckiem- czy warto?

Co przychodzi wam do głowy na słowo Bieszczady?

Mnie okolice Wetliny- małe sklepiki, “babcine” agroturystyki skupione wzdłuż drogi głównej, rozległe widoki i sporo ludzi. Bo mimo że gdzieś w świadomości funkcjonuje termin “dzikie Bieszczady”, to w tych najbardziej turystycznych miejscach raczej już nie istnieje.

Nie Solina i nie Bieszczady Wysokie. Jako, że ostatnio w naszym życiu dzieje się dość sporo, w ramach majówkowego wypadu (który wydarzył się u nas końcem czerwca…) szukaliśmy miejsca, gdzie uda nam się odpocząć. Nie do takiego stopnia, żeby leżeć plackiem, ale takiego, gdzie będziemy mieć spokój i czas.

Na olx znalazłam, trochę przypadkiem, bardzo korzystną cenowo ofertę noclegu w domku w Bukowcu- maleńkiej miejscowości na południe od Jeziora Solińskiego. Na początku nie jesteśmy pewni. To właśnie tak trochę ani tu, ani tam, daleko wszędzie. Ale jedziemy.
Na miejscu okazuje się, że wcale nie ma konieczności odbywania dalekich wycieczek (do tego wszędzie…)- bo wszystko czego potrzebujemy już tu jest!
Nie mówimy o atrakcjach rodem z kurortów (bo to po prostu wioska, taka na którą w dzieciństwie jeździ się na wakacje do babci), tylko o tych spokojnych, dzikich atrakcjach.

spokój w Bieszczadach

Bukowiec, Terka- co tu robić, jeśli już zdecydowaliśmy się na tym odludziu zamieszkać?

Pierwsze miejsce zajmuje rzeka,

Solinka, która urokliwie meandruje między lesistymi szczytami. W miejscowości Bukowiec znajdziemy miejsce o nazwie Otaczarnia (wcześniej były tu składowane surowce do budowy drogi), gdzie spod wiaty turystycznej wyznaczono wzdłuż Solinki spacerową ścieżkę edukacyjną. Jest tu miejsce na ognisko, a co jakiś czas znajdują się odbicia na kamienistą rzeczną plażę. Plaż jest dużo i można właściwie co chwilę przenosić się na inną, jeśli tylko mamy na to ochotę. Rzeka jest płytka, bezpieczna dla brodzących maluchów. Pływa w miej mnóstwo ryb. Do dobrej zabawy konieczne będą na pewno buty do wody z grubą podeszwą.
Info dla rodziców:  obrazki zwierząt i kwiatów nagle pojawiające się na planszach przy drodze są mega interesujące i mogą być świetnym bodźcem do dalszej drogi. Naszym drugim hitem tego miejsca zostały samodzielnie znajdywane na drodze mysie dziury.

Ścieżka ma około niewiele ponad 1 km długości, w pół godziny przejdziemy ją w jedną stronę. Można zabrać ze sobą wózek. Po dotarciu do końca możemy wrócić tą samą drogą, lub wyjść schodkami do góry i zejść do wiaty, gdzie parkujemy, szerszą, bardziej wygodną drogą.

wiata Bukowiec

Kolejne miejsce, które odwiedzamy to rezerwat Sine Wiry.

Już dawno był na naszej liście. Parkujemy na sporym parkingu przy drodze łączącej Bukowiec i Dołżycę (na parkingu rozchodzą się szlaki na Sine Wiry i Łopienkę) i wchodzimy na leśną ścieżkę. Najpierw drogą gruntową, a potem kawałkiem asfaltu docieramy do miejsca, gdzie woda razem ze skałami tworzy urokliwe kaskady. Urok ten jest trochę tłumiony przez sporą ilość ludzi, ale sama ścieżka biegnąca wzdłuż nurtu Wetlinki jest bardzo przyjemna.
Info dla rodziców: po drodze spotkamy naturalne, skalne  źródełko- prawdziwe źródło radości dla maluchów:D.  Pod koniec trasy spotkamy też wiatę gdzie można usiąść i nakarmić/ przewinąć dziecko.

Ścieżka do rezerwatu Sine Wiry

Łopienka

W internecie można znaleźć artykuły dywagujące nad tym, czy Łopienka to najbardziej tajemnicze miejsce w Bieszczadach? Czasem artykuły dodają nieco dramatyzmu, więc trzeba podchodzić do nich sceptycznie… Ale nie tutaj.

Łopienka to jedno z najbardziej przejmujących miejsc, w jakim zdarzyło nam się być. Wioska pełna historii- długiej, sięgającej XVI wieku- lepszej i gorszej, kończącej się źle.
Wioska, której już nie ma.
Została założona przed połową XVI wieku i już niecałe sto lat później została mocno dotknięta przez najazd Tatarów. Naprawdę mocno- ostały się 3 bojkowskie chaty. Stopniowo wiosce udało się jednak powrócić do normalności i pokolenia później,  na początku drugiej wojny światowej liczyła dokładnie 361 mieszkańców. W latach 1946-1947 cała społeczność została wysiedlona, a zabudowania stopniowo rozebrane.
Obecnie widać jeszcze gdzieniegdzie stare fundamenty domostw, z których czasem wyrastają nawet drzewa.

Została cerkiew. Cerkiew której powstanie wiąże się z legendą o cudownej ikonie Matki Bożej pojawiającej się we wnętrzu drzewa- starej lipy rosnącej w pobliżu świątyni. Miejscowe opowieści mówią, że to gęsi natknęły się na niecodzienne znalezisko- i to one właśnie swoim dziwnym gęganiem sprowadziły tu ludzi. Nasz gospodarz opowiadał, że próbowano obraz przetransportować do Terki, jednak woły ciągnące wóz odmawiały posłuszeństwa. Kładły się na ziemi i zgadzały się na współpracę dopiero, gdy ten wóz zawrócono.  W Internecie można znaleźć więcej wersji tej XVIII- wiecznej historii. Jedna mówi o tym, że obraz mimo wywiezienia powracał do wnętrza drzewa. Kolejna opowiada o tym, jak Matka Boża objawiła się niemej dziewczynce, która w tamtej chwili po raz pierwszy krzyknęła z wrażenia “mamo!”.
Dziś  trudno byłoby nam potwierdzić którąś wersję lub zaprzeczyć tym historiom, ale faktem jest to, że wokół cudownej ikony, a następnie wokół wybudowanej tu cerkwi wyrósł kult i tradycja pielgrzymowania.
W roku 1949 ze względu na powojenne zawirowania ikona trafiła do Polańczyka. Obraz obecnie znajdujący się w Łopience jest jej kopią.

Łopienka: dziupla

Drzewo z którego według opowieści pochodziła cudowna ikona.

Zatrzymujemy się na sporym, popularnym parkingu (jest to również punkt startowy trasy do rezerwatu Sine Wiry), i tu mamy dwie możliwości. Możemy wybrać się na trwający niespełna godzinę w jedną stronę spacer, możemy też bardzo powoli podjechać pod cerkiew samochodem (rodzaj drogi umożliwia nam osiągnięcie prędkości w okolicach 10km/h). Jako, że Mała zapadła akurat w drzemkę, jedziemy samochodem.
Po drodze mijamy bieszczadzką ciekawostkę- dymiące retorty.

Łopienka: retorty

Retorty w działaniu: podobno udało nam się uchwycić widok coraz rzadszy w ostatnim czasie. Wypalanie węgla drzewnego w ogromnych, dymiących piecach przechodzi do tradycji.

 

Docieramy pod cerkiew i idziemy ją zwiedzać pojedynczo. Całkiem serio- nigdy zwiedzanie jakiegokolwiek kościoła nie zrobiło na mnie takiego wrażenia. Cerkiew jest otwarta całą dobę, aby dostać się do środka trzeba otworzyć boczne drzwi.

Po wejściu spływa na nas przyjemny chłód, mimo że dzień jest bardzo ciepły. I mrok. Prosto na nas spogląda oświetlona światłem świecy ikona Matki Bożej. Przez głowę przechodzi myśl o tym, że w wierzeniach prawosławnych ikony uosabiają postacie na nich napisane… Spogląda na nas Matka Boża, a my idziemy dalej. Na prawo od wejścia, spotykamy osławioną postać Chrystusa Bieszczadzkiego. Na pniu, ukryty w cieniu, nie ma nawet tak znikomego źródła światła jakie oświetla Maryję. Obwieszony różańcami, które zapewne zostawili pielgrzymi razem ze swoimi intencjami. Surowy kamienny wystrój, surowe postacie. Ciarki wcale nie znikają z pleców.
Po wąskiej drabinie przy drzwiach głównych można dostać się na chór.

Po wyjściu pozostaje nam jeszcze obejrzenie okolicy. Ale takie z duszą na ramieniu, bo słońce powoli zachodzi a nasz gospodarz i tabliczki wokół przestrzegały przed niedźwiedziami (zmierzch i noc to ich pora). Ostrożnie, z lekkim strachem wsłuchując się w każdy szelest dochodzący z zarośli odwiedzam jeszcze białą figurę Maryi, która spogląda na cerkiew z góry.

Łopienka cerkiew i otoczenie

Bieszczadzka Kolejka Leśna

Czyli słynna, zabytkowa bieszczadzka ciuchcia z główną stacją w Majdanie koło Cisnej. Kursująca do Balnicy, Przysłupia i Dołżycy. Jej początki sięgają końcówki XIX wieku. Obecnie można wybrać się w jedną z cieszących oko tras w otwartych, kolorowych wagonikach, a także za symboliczną kwotę nabyć bilet peronowy i zwiedzić teren zabytkowego dworca. Właśnie z tej ostatniej opcji skorzystaliśmy. Gabi nie byłaby raczej w stanie wysiedzieć spokojnie ok. 45minut jazdy w jedną stronę. (W dniu gdy zwiedzaliśmy dworzec miał odbywać się właśnie kurs do Balnicy. Gdyby w planie była krótsza trasa do Dołżycy, pewnie wskoczylibyśmy na pokład.) Cennik, rozkład jazdy i długość tras z łatwością można znaleźć na oficjalnej stronie internetowej https://kolejka.bieszczady.pl/

Planów -takich na najbliższą okolicę-  było więcej.
Ale przeszkodził im upał i trochę nasze weekendowe lenistwo. Ale to nic, to jedno z miejsc do których przyjemnie będzie wrócić…  Może za jakiś czas i my wrócimy do chęci zrobienia jak największej ilości rzeczy w krótkim czasie… Póki co w wolnych chwilach czujemy potrzebę odpoczynku.  Całkiem pięknie jest nic nie musieć, pozwalać Gabi biegać samodzielnie po trawie i grzebać paluszkiem w ziemi, a samemu w tym czasie rozkoszować się spokojem :).

Relaks w Bukowcu

Wieczorny relaks w Bukowcu- jednym z najspokojniejszych miejsc świata…

 

Za to wracając do domu w ramach długiej przerwy pomiędzy drzemkami zajrzeliśmy do Iwonicza Zdroju, który okazał się bardzo sympatycznym miejscem. Udało nam się obejrzeć Park Zdrojowy z fontannami, skosztować wody w pijalni (Gabi wciągnęła prawie 2 kubki na raz, a to chyba najlepsza reklama:D), zjeść drugie śniadanie przy tężniach solankowych i przespacerować się ładną, zacienioną, 15-minutową ścieżką spod tężni do źródełka Bulgotki.

Iwonicz Zdrój park

 

 

 

Tagi: , , , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *