Kolejna skiturowa trasa dla początkujących. Po rozgrzewce na Nosalu poprzedniego dnia, dziś decydujemy się na nieco dłuższą wędrówkę. Zwłaszcza, że dzień zaczyna się bardzo optymistycznie!
TRASA
Wierch Poroniec – Rusinowa Polana – Gęsia Szyja (1490) – Rusinowa Polana – Wiktorówki – Zazadnia
Parkujemy samochód w Wierchu Porońcu. Bilet do Parku Narodowego jest tutaj wliczony w cenę parkingu. Wchodzimy na zielony szlak w kierunku Rusinowej Polany. Myślę, że jest to najpiękniejsza trasa wiodąca w tamten rejon. 5 minut po założeniu nart i wyruszeniu mamy absolutnie rewelacyjne widoki na tatrzańskie szczyty. Pogoda jest słoneczna, a śnieg lepszy niż wczoraj. Jest idealnie!
Docieramy do baśniowej Rusinowej Polany i robimy sobie dłuższą, śniadaniową przerwę, wygrzewając twarze do słońca i identyfikując szczyty panoramy, która się przed nami rozpościera.
Po dłuższej chwili całkowitej sielanki zjeżdżamy niebieskim szlakiem do kaplicy na Wiktorówkach (ok 5 min- nieoficjalną, stromą ścieżką). Jako, że dziś jest niedziela, zostajemy tam na niezwykle klimatyczną Mszę, która kończy się modlitwą do Matki Bożej od Szczęśliwych Powrotów. Na mnie robi to naprawdę duże wrażenie – zwłaszcza w połączeniu z istniejącym obok Sanktuarium miejscem pamięci tych, którzy z gór nie wrócili. Ogromna ilość tablic, na jednych nazwiska himalajskich legend, na innych całkiem nieodległe w czasie daty śmierci.
Powracamy na Polanę i rozpoczynamy podejście. Droga na Gęsią Szyję z poziomu nasłonecznionych ławeczek wydaje się stroma i mozolna – i taka jest. Pniemy się w górę starając się nie wchodzić w połacie najgłębszego śniegu, z którego ciężko się potem wydostać. Konieczne jest robienie zakosów- śnieg jest wyślizgany i w wielu miejscach same foki nie dają rady. Co jakiś czas zawiewa porywisty wiatr- ale to nic w porównaniu do szybko przetaczających się chmur, które w pewnym momencie zaczynają się pojawiać nad szczytami Tatr Wysokich. Dobrze, że wybraliśmy mniejsze wysokości.
Jest naprawdę piękny dzień, trwają ferie, wielu ludzi całymi rodzinami przyszło tu pozjeżdżać na sankach i jabłuszkach. Jedni wędrowcy pewnie wchodzą pod górę w rakach, inni ześlizgują się w dół na butach lub spodniach. My jesteśmy coraz wyżej. Zastanawiamy się nad tym, jak uda nam się zjechać… Niektóre fragmenty trasy są naprawdę wąskie i oblodzone.
W końcu stajemy na szczycie (ostatnie metry pokonujemy bez nart), z którego rozciąga się cudowny widok. Siedzimy na skałkach, pijemy herbatę i wcinamy czekoladę. I trochę odwlekamy moment zjazdu ;).
Droga w dół – kilkanaście metrów od szczytu – zaczyna się dość łagodnie, szeroką polaną. Jednak nieco niżej, w lesie, ściągamy narty i przechodzimy najbardziej śliski fragment pieszo. Potem jest już lepiej. Gdy las ustępuje miejsca rozległej Rusinowej Polanie, czeka nas kilkadziesiąt metrów naprawdę świetnego stoku. Droga w dół niebieskim szlakiem poniżej Wiktorówek również jest bardzo przyjemna. Oczywiście nie można się rozpędzać ze względu na podchodzących ludzi, jednak śnieg jest dobry do zjazdu, a trasa dostatecznie szeroka.
Bardzo szybko jesteśmy na dole. Tomek podjeżdża busem na nasz parking (Zazadnia jest kilka kilometrów od Wiercha Porońca, a droga, która je łączy, nie ma pobocza- przynajmniej w zimie, ma za to liczne niebezpieczne zakręty…), a my – z Michałem i nartami – czekamy w śnieżnej zaspie na transport, delektując się myślami o zdobytej górze.
Podejście i zjazd zajęły nam około 5 godzin, przy niespiesznym, refleksyjno-fotograficznym tempie. Zagrożenie lawinowe na trasie jest niewielkie, jednak istnieje. W czasie naszej wycieczki obowiązywał pierwszy stopień zagrożenia.
Było pięknie. A teraz pozostał nam już tylko pełen satysfakcji powrót do domu.
Hej,
Ile czasu zajęła wam ta wyprawa? Możecie podać też ile to było w Km?
Dziękuję serdecznie:)
Ola
Cześć!;)
Całość zajęła nam około 5 godzin, ale nie spieszyliśmy się i było w tym kilka odpoczynków:)
Podejście to 4,5km, a zjazd około 4 km.
Pozdrawiamy!