Słoneczny dzień, błękitne niebo, spokojne tempo marszu i zieleń jagodowych liści -czego więcej potrzeba zabieganemu człowiekowi? Wyruszamy zapoznać się z Beskidem Śląskim, a zaczynamy nie byle jak- bo od jego najwyższego szczytu.
TRASA
Przełęcz Salmopolska – Malinów – Malinowska Skała – Małe Skrzyczne – Skrzyczne (1257) – Buczkowice/Szczyrk
Dawno nie byliśmy w górach, więc na okazję wyjazdu w nieznany nam Beskid Śląski reagujemy bardzo entuzjastycznie. Na wędrówkę wybieramy jeden z najbardziej popularnych szlaków – chcemy zdobyć Skrzyczne, najwyższy szczyt tego pasma górskiego wchodzący w skład Korony Gór Polski, a także wdrapać się na Malinowską Skałę, która już nie raz kusiła nas z Internetu swoimi zdjęciami.
Zaczynamy rano próbując złapać autostop z okolic naszego noclegu (początek Szczyrku od strony Bielska-Białej) na przełęcz Salmopolską. Nie udaje nam się – pewnie większość kierowców zmierza tylko do centrum miasta. Po ponad godzinie pojawia się autobus jadący w stronę naszego celu, czyli na Biały Krzyż. Całe szczęście- na rozkładzie go nie było.
Docieramy na Przełęcz Salmopolską. To najwyżej położone miejsce w Beskidzie Śląskim, do którego można dotrzeć samochodem- 934 m n.p.m. Jest tu parking, restauracja i kilka innych budynków. I sporo turystów podążających na szlaki. My odnajdujemy czerwony kolor znaków i wyruszamy! Naszym pierwszym celem, na który wiedzie dość strome podejście, jest Malinów (1115 m n.p.m.).
Z Malinowa czeka nas z kolei zejście w dół (zawsze szkoda tej straty wysokości:D). Po drodze zaglądamy do Jaskini Malinowskiej – wejście do niej leży jakieś 50m od szlaku. Akurat dzisiaj ma się odbyć jej oficjalne, ponowne udostępnienie dla ruchu turystycznego. My tymczasem udajemy się w dalszą drogę czerwonym szlakiem. Mozolne podejście pod Malinowską Skałę uprzyjemniają roztaczające się dookoła widoki. Krajobraz przywodzi na myśl bieszczadzkie połoniny.
Malinowska Skała prezentuje się wspaniale, jednak znacznie przyjemniej byłoby stanąć na jej szczycie w tygodniu, gdy nie jest tak oblegana przez turystów.
Zmieniamy kolor szlaku na zieleń i grzbietami “Śląskich Połonin” wyruszamy w kierunku Małego Skrzycznego. Widoki z tej trasy (wspaniałe!) mają jednak swoją cenę. Las po obu stronach zbocza wygląda żałośnie. Drzewa niszczeją, przez co panoramy stają się bardziej rozległe… W Internecie nietrudno znaleźć informacje na ten temat.
Przemysłowa wycinka buczyny karpackiej w tych okolicach rozpoczęła się już w XIX wieku pod panowaniem Habsburgów. Zamiast drzew rosnących tutaj od zawsze, rozpoczęto nasadzenia bardziej wydajnego pod względem ekonomicznym świerka- na dłuższą metę nie przetrwał on jednak w górskich warunkach. W połowie ubiegłego stulecia świerkowy las zaczął usychać, a zmiany klimatyczne ostatnich lat jeszcze pogorszyły sytuację. Suche drzewa zaatakowała plaga korników. W konsekwencji wygląda to tak: piękne połoniny z daleka, i bardzo smętny obrazek po podejściu bliżej. Na szczęście obecnie zielenią się już nowo nasadzone, jeszcze niewysokie drzewka.
Jakiś czas później stajemy wreszcie na Skrzycznem. Jest bardzo dużo ludzi – być może ze względu na czynną kolejkę krzesełkową ze Szczyrku. Zamawiamy schroniskowy obiad, który okazuje się niezbyt satysfakcjonujący (pewnie właśnie ze względu na dużą ilość ludzi do obsłużenia…). W schronisku odpoczywamy dobre kilkadziesiąt minut i nie zauważamy, że pogoda ze słonecznej zmieniła się w wietrzno-deszczową. Przez chwilę rozważamy nawet zjazd kolejką, jednak ostatecznie wygrywa nadzieja, że chmury szybko się rozejdą.
Wyruszamy w dół, najpierw stromym zboczem, w dużej mierze wzdłuż trasy kolejki. Po pół godziny odbijamy w szlak czerwony w kierunku Buczkowic- okrąża on malowniczy masyw Skalitego i schodzi najbliżej naszej bazy noclegowej- na granicy Szczyrku z Buczkowicami. Droga nim zajmie nam według mapy około pół godziny dłużej niż niebieskim i zielonym szlakiem do centrum Szczyrku.
Spokojnym krokiem schodzimy w dół. Czerwony szlak jest naprawdę ładny, nie jest też tak morderczy dla kolan jak droga wzdłuż kolei krzesełkowej. W końcu dopadają nas również szybko przetaczające się chmury znad Skrzycznego – nie mokniemy jednak zbyt długo, bo po wyjściu z lasu trafiamy na sporą wiatę, w której przeczekujemy najgorszą ulewę. Postawili ją w idealnym miejscu!:)
Jeszcze godzinka drogi w dół lasem, w którym znajdujemy pierwsze w tym roku grzyby (nieduże, ale bez robaków…).
I koniec…
Podsumowanie
Czas: Według mapy całe przejście powinno zamknąć się w 5 godzinach. Nam zajęło znacznie dłużej, bo około 7… I nie wliczam tu czasu na postój pod wiatą czy obiad w schronisku. Ale nasza kondycja ostatnio pozostawia wiele do życzenia, a tempo założyliśmy sobie całkiem spacerowe.
Trudności: Nie stwierdzamy – i polecamy trasę każdemu.
Zwierzaki na trasie: Cała masa owadów (sympatycznych żuczków i krwiożerczych komarów również:D). I jedno czarno-żółte smoczysko.