Włóczykij wyrusza na południe

Góry, podróże i Ziemia Tarnowska

Włóczykij wyrusza na południe Beskid Żywiecki,Górskie wędrówki,GSB,Pokazujemy świat dziecku,Z dzieckiem Główny Szlak Beskidzki z dzieckiem: Beskid Żywiecki – cześć I – Węgierska Górka- przełęcz Glinne

Główny Szlak Beskidzki z dzieckiem: Beskid Żywiecki – cześć I – Węgierska Górka- przełęcz Glinne


Główny Szlak Beskidzki z dzieckiem - z Węgierskiej Górki do przełęczy Glinne

Rozpoczęliśmy projekt Główny Szlak Beskidzki z dzieckiem w Beskidzie Śląskim rok temu – tutaj relacja z tej przygody. I właśnie rok zeszło nam, aby wybrać się na kolejny fragment szlaku.

A zatem, dziś opowiemy o tym co słychać (szczególnie w kontekście dziecięcym) na odcinku

WĘGIERSKA GÓRKA – PRZEŁĘCZ GLINNE

GSB: 28 kilometrów, 9:30h czasu wg mapy
+ Pilsko

 

Tym razem w pełnym rodzinnym składzie, dotarliśmy tam, gdzie skończyliśmy ostatnio, czyli do Węgierskiej Górki. Między stacją PKP a stacją paliw Orlen znajduje się darmowy  parking.

Minusem zostawieniem samochodu na początku szlaku będzie oczywiście trudność w dotarciu do niego na końcu (więc od razu zostawię tu wskazówki odnośnie dojazdu od punktu B do punktu A, czyli z przełęczy Glinne do Węgierskiej Górki).

My akurat mieliśmy łatwo, bo ostatniego dnia pomógł nam z transportem znajomy mieszkający w pobliskiej Jeleśni.
Jeśli nie ma takiego zaplecza, pierwszą opcją może być autostop.
Jeśli szczęście w łapaniu nie sprzyja, w pierwszej kolejności musimy dostać się z przełęczy Glinne do centrum Korbielowa – na przystanek. To około 3 kilometrów na piechotę. Na tej trasie nie ma busów, ale nam zaproponowała transport pani sprzedająca oscypki która akurat się zwijała. 🙂
Z przystanku w Korbielowie busy jadą zazwyczaj do Żywca. Stamtąd do Węgierskiej Górki można przejechać pociągiem. Ale trzeba zaznaczyć, że połączenia autobusowe i kolejowe są dość rzadkie. Wrzucam zdjęcia rozkładu busów z Korbielowa, jako że nie da się go znaleźć w Internecie – stan na maj 2024.

W DROGĘ!

Dzień 1: Węgierska Górka – Stacja Słowianka

To najdłuższy dzień naszej 4-dniowej trasy, a czasu najmniej, bo trzeba było poświęcić go na dojazd. I najtrudniejszy psychicznie, bo małe nóżki nieprzyzwyczajone jeszcze do chodzenia średnio chcą współpracować. Jutro będzie lepiej, jednak jeszcze tego nie wiemy😊  Tego pierwszego dnia jest najwięcej niesienia, i najwięcej jęczenia…

Wg mapy ten odcinek ma 10 km, powinien zająć ok. 3:30h, a prowadzi przez 575 metrów podejścia i 145 metrów zejścia.

W Internecie (głównie z “dorosłych” relacji ) można wyczytać, że ta część trasy jest nudna. Jako rodzic z całym przekonaniem mogę powiedzieć- nic z tych rzeczy.

Zostawiamy samochód na wspomnianym wcześniej parkingu i wyruszamy. Najpierw idziemy chodnikiem, mijając stado owiec i  docierając do schronu bojowego „Wędrowiec” który można zwiedzić.
Jest jednym z 16 okolicznych schronów wybudowanych w szybkim tempie po zajęciu przez Niemców Czechosłowacji w 1939. Mimo, że schrony były kiepsko wyposażone i niedokończone, obecnym w nich żołnierzom przez długi czas udało się odpierać atak wroga – a w związku z tą historią Węgierska Górka zyskała miano „Westerplatte Południa”.

Dalej idziemy przez połacie zieleni z innym schronem na linii horyzontu – kapitalny widok!

Później skręcamy w stronę Bacówki na Bukowinie przy której pasą się alpaki.

Idziemy dalej, na ścieżce spotykając wygrzewającą się w słońcu żmiję zygzakowatą. Na szczęście szybko uciekła słysząc z kilku metrów nasze kroki. Córa się cieszyła i od razu rozpoznała gatunek, my mieliśmy mniejszą frajdę. ;P Zaczęliśmy uważniej patrzeć pod nogi.

W drodze spotykamy sporo kolorowych, tradycyjnych kapliczek Maryjnych.

Docieramy w końcu do wyciągu narciarskiego i Stacji Abrahamów, która nie wiem czemu umknęła mi przy planowaniu- bo pewnie tam właśnie byśmy spali. Jest tu sympatyczna obsługa, fajny plac zabaw, możliwość zamówienia jedzenia, a za siatką pasą się konie.

Pod Stacją Abrahamów znajduje się jedna z tabliczek informujących na jakim etapie GSB się znajdujemy.

W ostatnim etapie do Stacji Słowianka czeka nas trochę błota, drewnianych bali po których możemy przez nie przechodzić, i jeden malutki leśny wodospad.

I jesteśmy na miejscu. W Stacji Słowianka panuje bardzo turystyczny klimat. Nie prowadzą gastronomii, ale można coś przyrządzić samemu – znajduje się tu wyposażona kuchnia. Jest też mały sklepik w którym znajdziemy piwo, słodycze i jakieś słoikowe dania do odgrzania. Przy schronisku wita nas sympatyczny koń. Oczy Żaby kusi też kolorowy plac zabaw, jest on jednak prywatną własnością gospodarzy.

Cena noclegu (maj 2024) w Stacji Słowianka to 60zł za osobę dorosłą, 30zł za dziecko i 20zł za komplet pościeli.

Dziecięce atrakcje i motywacje:

Dzień jest bardzo zwierzęcy, co stanowi motywator idealny i dzięki temu dajemy radę😊

Owce pasące się nieopodal schronu na pięknym tle Beskidu Śląskiego, z którego zeszliśmy poprzednio.
Schron – możemy go zwiedzić, kupić pamiątkę, odpocząć na ławce. A przy nim hit nad hitami – stary helikopter, do którego można zajrzeć.
Bacówka na Bukowinie w której mieszkają 4 alpaki (wg zdjęć, my akurat spotkaliśmy w zagrodzie 3). W Bacówce można kupić pamiątkę, a na plakacie przeczytać jak lamy mają na imię.
– Przydrożne krowy i konie pasące się na leżących przy szlaku pastwiskach – jest ich naprawdę sporo.
Stacja Abrahamów – można tu zamówić proste jedzonko (niestety nie ma zup, ale są frytki i zapiekanki). Jest też fajny plac zabaw, a przy nim pasą się 2 sympatyczne konie. Bajka. Sam budynek nie ma bardzo górskiego klimatu, ale ze względu na plac zabaw i długość trasy pierwszego dnia wydaje mi się, że mógłby być lepszym wyborem na pierwszy nocleg niż Słowianka na którą się zdecydowaliśmy.
Stacja Słowianka – jest tu towarzyski koń (gdy docieraliśmy do schroniska szedł obok nas wzdłuż pastwiska, potem gospodarze uświadomili nas, że to pewnie dlatego, że czekał na swoją kolację;P), psy, huśtawka, kącik zabaw w stołówce z grami planszowymi, książeczkami i bujanym tygrysem. Są przytulne pokoje z piętrowymi łóżkami z deską zabezpieczającą przed spadnięciem.

Dzień 2: Stacja Słowianka – Hala Rysianka – Hala Lipowska

O poranku zjadamy śniadanie z własnego prowiantu i wyruszamy dalej. Dzisiaj przed nami trasa o długości ok 7km i mająca trwać wg mapy 2:40h. W dalszym ciągu idziemy głównie do góry: 568 metrów w górę i 156 metrów w dół.

Córa się rozkręciła więc idzie się nam łatwiej, ale jednak „baran”, „rączki” i przedłużające się odpoczynki są nadal znaczącą częścią wyprawy.

Wycieczkę zaczynamy od wejścia na Suchy Groń z widokiem na szczyt Romanki wznoszący się naprzeciwko. Jesteśmy na pięknej Hali Kupczykowej, a tych obłędnych polan będzie dzisiaj więcej.

Jest błoto, są kamienie, zdarzył się nawet jakiś strumień który po kamieniach trzeba przeskoczyć- więc jest dobrze. Choć podejścia w słonecznej pogodzie są trochę męczące. W końcu docieramy do z dawna oczekiwanych łańcuchów, które okazują się hitem, gdzie ogromna frajda Żaby miesza się z lekkim strachem. Dała radę.

Za plecami widzimy Baranią Górę i z przyjemnością patrzymy, jak wysoko byliśmy ostatnim razem, i jaki kawał drogi stąd.

Docieramy kolejno najpierw do Hali Wieprzskiej, potem hali Pawlusiej i te połacie zieloności robią na nas ogromne wrażenie.

W  końcu czeka nas ostre podejście na Halę Rysiankę (kiedyś szliśmy od innej strony i też było to ciężkie podejście, taki urok tego miejsca). Chcieliśmy tu spać, jednak w majowy weekend nie wystarczyło dla nas miejsc noclegowych. Oglądamy więc przez chwilę Tatry (panorama z Rysianki jest rewelacyjna),  jemy zupę, a potem zmieniamy więc kolor szlaku na żółty i jeszcze przez 10min wędrujemy przyjemną, płaską ścieżką przez las – na Halę Lipowską.

Za nocleg w schronisku na Hali Lipowskiej zapłaciliśmy 100zł za osobę dorosłą i 80zł za  dziecko, dodatkowa opłata za pościel- 20zł/ komplet. W cenie jest smaczne, duże śniadanko.

Dziecięce atrakcje i motywacje:

– Numerem jeden są na pewno JEDYNE ŁAŃUCHY NA GSB.
– Z typowych beskidzkich atrakcji zaliczyliśmy tego dnia liczenie hub. Był też dodatkowy trening w postaci doładowania do plecaka bardzo specjalnych kamieni z dziurkami;P
– Główną atrakcją przy schronisku na Hali Lipowskiej jest fantastyczny plac zabaw z „superszybką, najszybszą na świecie” zjeżdżalnią i ścianką wspinaczkową. Są leżaczki, można się relaksować gdy dziecię zajmuje się sobą.
– W schronisku znajduje się świetlica z gitarą, książkami, szachami i planszówkami. Ale gdy nocowaliśmy była akurat zajęta przez nocujących na glebie.
– Mieszka tu też piękny, wielki pies, którego spotkanie może być prawdziwą gratką dla małych zwierzolubów. Ale podczas spanka (czyli przez większość czasu) lepiej mu nie przeszkadzać.
– W cenie noclegu zawarte jest pyszne śniadanko, za to prysznice nam się nie podobały – włącza się wodę przyciskiem i leci jak szalona, co nie wszystkim dzieciakom przypadnie do gustu.

Dzień 3: Hala Lipowska – Hala Miziowa – + Pilsko

Razem z wejściem na Pilsko dzisiejszy odcinek to 12km, 4:10h czasu wg mapy, 686 metrów w górę i 675 metrów w dół.

Za to jeśli chodzi o sam odcinek GSB, jest to ok. 7km2:15h.

Zaskoczyło nas jak zmotywowana do drogi wstała tego dnia nasza córa. Właściwie od razu mogłaby ruszać.

Odcinek między Halą Lipowską a Halą Miziową ma szczególny  urok wielokrotnego wchodzenia w górę a następnie schodzenia w dół. Tomek opowiadał, że gdy był tu kiedyś na skiturach był to dla niego odcinek kryzysowy, tak samo czytałyśmy w relacjach z GSB. Ale my mamy na niego cały dzień, więc idzie nam się bardzo przyjemnie.

Ruszamy dochodząc ponownie do Hali Rysianki i dalej w dół towarzysząc Żabie w zabawie z jej lalką- córeczką (tym razem to lalka była marudna a jej mama dzielnie jej pomagała, niezauważenie i bezboleśnie robiąc kolejne kilometry).

Czekają nas kolejno podejścia na niewielkie górki i znów dwie hale: Cudzichowa i Cebulowa.

Jeszcze raz powtórzę, że uwielbiam Beskid Żywiecki za te hale!

Doszliśmy do celu na tyle szybko, żeby na spokojnie i na lekko wdrapać się jeszcze na wierzchołek Pilska. Bywaliśmy tu już nie raz, ale jest to góra tak widokowa i przyjemna, że nie odpuścilibyśmy możliwości powtórki. Zwłaszcza, że Żaba też była chętna. Ruszamy żółtym szlakiem w górę i ten żółty szlak jest prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Dość strome skały są ogromną motywacją i nasza Żabka gna tak, że ciężko ją dogonić😊 Stopuje i woła o pomoc dopiero gdy teren się wypłaszcza  i gdy zaczynamy płynąć przez labirynt, a potem przez morze kosodrzewiny. Polecamy Pilsko! W dół schodzimy, a fragmentami zbiegamy, szlakiem czarnym biegnącym wzdłuż wyciągu.

Dziecięce atrakcje i motywacje:
– ŚNIEG! – już wcześniej obserwowaliśmy okoliczne góry sprawdzając czy uda nam się go zobaczyć, i mimo ostrego wiosennego słońca było go naprawdę sporo!
– a oprócz tego typowe beskidzkie atrakcje czyli mnóstwo błota (Żaba  dostawała wtedy skrzydeł i przeprowadzała przez nie nas i swoje maskotki będąc „panią przewodnik”), żuki którym trzeba pomóc przejść na druga stronę drogi, korzenie do wspinania…
– Jeden ze szczytów na które wchodzimy nosi wdzięczną nazwę „Tanecznik” – i niech nas to zmotywuje do odtańczenia radosnego tańca na szczycie😉
Żółty szlak na Pilsko – to już poza GSB, ale jak tylko jest czas to warto się tam wdrapać!  Szlak jest stromy, kamienisty, umożliwia dzieciakom wspinaczkę z użyciem rąk 😀 Żaba leciała jak na skrzydłach, pokazując i nam “bezpieczną” drogę.  Zdecydowanie ten fragment był najlepszy z całego dnia. A do tego widoki z Pilska- obłędne!
– W schronisku na Hali Miziowej nie ma obecnie wspomnianej na stronie internetowej sali zabaw ani placu zabaw, znajdziemy za to piłkarzyki i stare narty do pooglądania.
– Ale najważniejsza sprawa pod schroniskiem: uroczy, kamienisty strumień i leżaki wokół. Żabie przydały się kalosze.

Dzień 4: Hala Miziowa-  Przełęcz Glinne

Ostatniego dnia czeka nas bardzo krótka trasa: 5km, 1:20h, ciągle w dół.

Dzięki temu mogliśmy rano poleżakować nad potokiem i zostać na Mszę Św. w schronisku na Hali Miziowej (o godz. 12:00), która miała kapitalny klimat. A potem mieć siłę na długi powrót do domu.

Jedynym minusem było to, że nasza Żaba poranną energię spożytkowała w potoku, na gonitwy i zabawy pod schroniskiem, a nie jak w poprzednich dniach na wędrówkę, w związku z czym znów było nieco więcej marudzenia i niesienia. Ale sielankowy poranek był tego wart.

Szlak prowadzi najpierw stromo w dół wzdłuż wyciągu, a potem skręca w las. Ładny ten las. Spokojny, omszały… Tabliczki informują nas że znajdujemy się w ostoi dzikich zwierząt i proszą o zachowanie ciszy. Na końcu szlak łączy się z niebieskim i razem z nim, już nieco bardziej stromo, dociera na przejście graniczne na przełęczy Glinne. Dotarliśmy i my.

Dziecięce atrakcje i motywacje:
– Pierwszy fragment szlaku, tuż przy wyciągu, dobry do szaleńczego biegu z górki.
– Szeroki strumień na drodze – nie lada wyzwanie dla małych nóżek.
– Duże skały do wdrapywania się – jedna ma kształt samolotu, inna dziurę w środku 🙂
– Stoisko z serami na przełęczy Glinne – my aby uczcić zakończenie szlaku zjadłyśmy pól kilograma pysznego twarogu pod wiatą nieopodal, ciesząc się, że deszcz zapowiadany na majówkę poczekał aż zejdziemy z gór. Jako bonus, pani sprzedająca oscypki zaproponowała nam transport do centrum Korbielowa, co było ogromną pomocą.

My czekaliśmy na transport przy budynku dworca PKP w Jeleśni. Na jego ścianie znajduje się świetne graffiti, a pod sufitem mieliśmy szczęście obserwować wychylające się z gniazda pisklaki, karmione przez swoją ptasią mamę😊

Dobrze nam na GSB.

Czasem ciężko, ale w większości przeżywamy najmilsze i najbardziej wspomnieniotwórcze przygody. Mam nadzieję, że niedługo będzie nam dane kontynuować:)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *