Mimo, że wiosna w pełni trwa już przez jakiś czas, dziś zaliczymy sentymentalne pożegnanie z zimą.
Wybierzemy się w trasę, którą dobrze znamy, ale nie próbowaliśmy jej w tym wydaniu- na kółkach brnących w śnieżnej pokrywie. Wiadomo, nie takiej po kolana, ale jednak.
Wychodzimy zielonym szlakiem spod cerkwi w Wysowej. Tutaj nie ma jeszcze dużo śniegu, podobnie jak w miejscowościach, które mijaliśmy po drodze. Przechodzimy jednak tylko przez niewielki mostek- i jest! Całe szczęście, bo zimy w tym roku bardzo brakowało.
Za zielonymi znakami podążamy do pierwszego dużego skrzyżowania, a tam skręcamy lewo. Droga nie jest oznaczona żadnym szlakiem turystycznym, za to znajdują się na niej tabliczki informujące, że biegnie na pograniczu polsko-słowackim i służy do maszerowania z kijami. I faktycznie, spotykamy po drodze kilka osób uprawiających nordic-walking.
Z poprzednich wypraw wiemy, że powinniśmy wejść teraz na asfaltowy fragment drogi, który doprowadzi nas aż do niewielkiej kapliczki pod szczytem góry Jawor. Jednak dzisiaj podłoża nie widać, i nie ma ono znaczenia – wszystko jest pokryte równomierną warstwą śniegu. Wózek pcha się umiarkowanie dobrze, ciężej jedynie pod sam koniec.
I właśnie dzięki tej ubitej śnieżnej pokrywie udaje nam się dotrzeć nie tylko do kaplicy, jak planowaliśmy, ale również kilkaset metrów dalej- do skraju niesamowicie widokowej polany. W lecie nie byłoby to raczej możliwe z wózkiem- tu nie jest już pod górę, ale trasa jest dość wyboista.
Trasa do kaplicy zajmuje nam około 40 minut, a dodatkowe 7 minut dotarcie do polany. W dół jest znacznie szybciej- około 30 minut. Bardzo polecam tę trasę, na pewno jednak trzeba nastawić się na pewien wysiłek. Wózek w górach świetnie wyrabia kondycję! 🙂
***
Dokładny, osadzony w innej scenerii opis dotarcia do kaplicy, jej historię, a także alternatywną drogę w dół i zdjęcia z przeobłędnej górskiej polany znajdziecie tutaj: KLIK.