Warunki drogowe, w których gdy zatrzymujemy samochód, to nie ma pewności, czy uda mu się ruszyć z miejsca.
Jest bardzo biało i trochę mroźno, śnieg dostaje się wszędzie i mamy wrażenie, że cali jesteśmy mokrzy i na pewno się rozchorujemy. Ale równocześnie jest tak bajkowo, że można bez skrępowania zachowywać się jak dziecko.
Możesz więc wskoczyć mężowi na barana, a on może wrzucić cię w zaspę- głośno się śmiejąc. I tak było przez dwa magiczne dni. Biało i nierealistycznie.
Początkiem roku na południe Polski zawitała prawdziwa zima. Zasypała nie tylko górskie szlaki, ale nawet schroniska, ani trochę nie bacząc na to, że my mamy już dokładny plan na wycieczkę z plecakami. Mimo, że zamiecie i lawiny na szlakach nas wystraszyły, śnieżny weekend chcieliśmy wykorzystać najlepiej jak się da. I tak, wodząc palcem po mapie, trafiliśmy do Muszyny.
Do uzdrowiskowych miasteczek zwykle wpadamy głównie po to, żeby zaparkować samochód przed wyjściem w góry. Dzisiaj będzie inaczej- sprawdzimy, co ma nam do zaoferowania Muszyna, kiedy śnieg sypie jak szalony.
Zapraszamy w małą podróż do świata, w którym dominują biele i szarości.
OKOŁO-MUSZYŃSKA PIĄTKA
1. Piękna, pachnąca starym drewnem cerkiew w Powroźniku.
Naprawdę bardzo stara. Właściwie najstarsza drewniana cerkiew wzniesiona w polskich Karpatach. Została zbudowana w roku 1600 (i do początku XIX wieku stała gdzie indziej, nieco niżej- aż w roku 1813 postanowiono przenieść ją na miejsce położone dalej od rzeki, ze względu na zagrożenie powodziowe). I rzeczywiście czuć w powietrzu tę jej wiekowość. Ściany i strop zakrystii – czyli najstarszego fragmentu świątyni – pokryte są niezwykłą, wielowątkową polichromią. Stworzoną w roku 1607, i właśnie do tego roku przenoszącą nas w czasie. W głównej nawie natomiast złoci się XVIII wieczny ikonostas.
Po wysiedleniu Łemków podczas akcji „Wisła” w roku 1947 spotkał ją taki sam los jak większość tutejszych cerkwi- została kościołem rzymsko-katolickim.
Warto tu zajrzeć i przez chwilę pooddychać innym powietrzem.
2. Spacer z sankami do Mofety w Złockiem.
Słowo mofeta zagościło w naszym słowniku dopiero na dzień przed wycieczką do Muszyny- wcześniej nie mieliśmy pojęcia, co to takiego.
Jeśli chodzi o pojęcie czysto geograficzne, mofetą nazywamy chłodny wyziew wulkaniczny (chłodny- czyli o temperaturze poniżej 100 stopni Celsiusza…) zawierający dużo dwutlenku węgla i niewiele pary wodnej, a także otwór, z którego się ten wyziew wydobywa.
Kiedy znaleźliśmy informację o takim wulkanicznym źródle bijącym nieopodal Muszyny, od razu wiedzieliśmy, że chcemy je zobaczyć.
Na początek lokalizujemy miejscowość Złockie. W lecie byłaby możliwość dotarcia samochodem praktycznie pod samo zejście do źródła, dziś natomiast musimy się mocno nagimnastykować ze znalezieniem miejsca parkingowego, z którego w obfitym śniegu uda nam się potem ruszyć w dalszą drogę. W końcu nam się udaje, czeka nas jednak około dwóch kilometrów spaceru pod górę. Zabieramy ze sobą sanki i wyruszamy.
Po drodze mijamy starą cerkiew w Złockiem.
Docieramy na miejsce, o czym dowiadujemy się z tablicy informacyjnej kierującej nas w dół zbocza. Schodzimy po drewnianych schodach, ciekawi, czy uda nam się odnaleźć bulgoczące otwory w ziemi.
Najpierw zwracamy uwagę na „Bulgotkę”- źródło szczelinowe, nakryte drewnianym daszkiem, z którego wydobywa się żelazista woda mineralna.
Trochę na prawo od niej stoi tabliczka informująca, że jest tu i drugie źródło, „Dychawka”, czyli słyszalny oddech ziemi. Wsłuchujemy się i rzeczywiście- spod śniegu dociera do nas ciche bulgotanie! Zaczynamy odgarniać puchową pokrywę i po niedługim czasie, podążając za dźwiękiem a także bardzo charakterystycznym zapachem, udaje nam się odnaleźć źródełko.
Wydobywający się z Dychawki dwutlenek węgla pochodzi z bardzo głębokiej szczeliny, co wiąże się z przebiegiem dyslokacji tektonicznych dnem potoku Złockiego. Jest śmiertelną pułapką dla owadów, które odważą się podejść zbyt blisko szczeliny.
3. Park Baszta, czyli ścieżki spacerowe na zboczach wzgórza Koziejówka, prowadzące do ruin XIV-wiecznego zamku muszyńskiego .
Parkujemy u podnóża wzniesienia i zaczynamy.
Warto tu wspomnieć o dość niezwyklej historii tego regionu. Rozpoczyna się w roku 1288, kiedy Wysz Niegowicki, scholastyk kapituły krakowskiej, zapisuje Muszynę z przyległościami w testamencie biskupowi krakowskiemu. W XIV wieku Władysław Łokietek dołącza te ziemie do królewszczyzny, a w 1356 roku Kazimierz Wielki nadaje Muszynie prawa miejskie.
Natomiast w roku 1391 król Władysław Jagiełło ponownie zapisuje Muszynę krakowskim biskupom– chcąc się im przypodobać. Tak powstaje Państwo Muszyńskie, którego tereny posiadają własną administrację, wojsko i sądownictwo.
Taki stan rzeczy utrzymał się do roku 1781, kiedy to obszar został przekazany na rzecz skarbu austriackiego.
W skład Państwa Muszyńskiego wchodziły dwa miasta – Muszyna i Tylicz – zamieszkane w większości przez Polaków, oraz 47 wsi, które zamieszkane były w dużej mierze przez ludność łemkowską. W przybliżeniu obejmowało obszar dzisiejszych gmin Muszyna, Krynica Zdrój, Łabowa i Uście Gorlickie.
4.Uśpione pod śnieżną pierzyną ogrody sensoryczne, czyli ogrody zmysłów. Idealne miejsce, aby zmoczyć w białym puchu absolutnie każdą część swojej garderoby.
Wiosną i latem musi tu być niezwykle kolorowo i pachnąco. Takie było zamierzenie tych ogrodów- odpoczynek, zamyślenie, skupienie na otaczających nas kolorach i zapachach, podziwianie okolicznych wzgórz. Na pewno roi się tu wtedy od kuracjuszy. Ale dziś wieczorem przyroda jest pogrążona w zimowym śnie, ludzi także nie ma na alejkach. Alejek właściwie też nie widać- wszystko jest jednolicie białe.
A my zmierzamy powoli do wieży widokowej, części Ogrodu Wzroku, z której oglądamy świątecznie oświetlone uzdrowisko.
5. Dopełnienie zimowego szaleństwa, czyli łyżwy i narty!
Muszyńskie lodowisko znajduje się na Zapopradziu, przy Alei Zdrojowej. Duże i świetnie przygotowane.
Stoków narciarskich natomiast jest w okolicy cała masa- w końcu znajdujemy się wśród wzgórz Beskidu Sądeckiego. My dzisiaj polecamy stację narciarską Dwie Doliny w Wierchomli– ze względu na odkrycie biegnącej wzdłuż wyciągu rewelacyjnej (choć nieoficjalnej i dostępnej tylko przy naśnieżaniu naturalnym) trasy przez las.
Zaczynamy skręcając między drzewa przy górnej stacji kolejki krzesełkowej, i zjeżdżamy między drzewami do dolnej stacji orczyka. Za pierwszym razem bardzo powoli, a z każdym kolejnym nieco odważniej. Był dreszczyk emocji i świetna zabawa.
Porównując górskie uzdrowiska w których byliśmy- Muszyna naprawdę dobrze wypada. Zapewne trochę lepiej w zimie niż w lecie, gdyż jest tu cicho i pusto. Nam dała dwa dni dziecięcej, śnieżnej radości, i z sentymentem będziemy tu wracać.
Ładne zdjęcia i dobry tekst
Hej jak tam ładnie teraz