15 sierpnia. Święto Matki Boskiej Zielnej i Wojska Polskiego. I dzień wolny od pracy. Aura trochę pochmurna, więc trzeba się rozruszać. Idealny dzień na rowery!
Nasz wybór trasy wynika przede wszystkim z niewiedzy- myśleliśmy, że słynna VeloDunajec ciągnie się wzdłuż Dunajca również na południe od Tarnowa… Ale nie. Jest tylko niebieski szlak rowerowy, miejscami bardzo sympatyczny, a miejscami składający się z jednej wielkiej kałuży.
Do niebieskiego szlaku docieramy w Zbylitowskiej Górze w okolicach Lasu Buczyna.
Chcemy zobaczyć ten las. Był on miejscem masowych egzekucji w czasie II Wojny Światowej. W latach 1939-1944 z ręki niemieckiej policji i członków SS zginęło tu około 8 tysięcy ludzi- mężczyzn, kobiet i dzieci. Szacuje się, że 2 tysiące z nich było narodowości polskiej, a 6 tysięcy – żydowskiej.
Pomysł mordowania ludzi właśnie w tym miejscu powstał, gdy brakowało już miejsc do grzebania zwłok w masowych grobach na cmentarzu żydowskim. Ofiary rozstrzeliwano oszczędnie- po jednej kuli dla człowieka, nie dobijano lecz zakopywano żywcem. Najmniejsze dzieci zabijano roztrzaskując ich głowy o kamień.
Nie byliśmy tu wcześniej i miejsce zrobiło na nas wrażenie, ale jeszcze większe wrażenie robią opisy świadków tych zdarzeń, jakie można znaleźć w Internecie. Mrożą krew w żyłach i skłaniają do refleksji nad granicami ludzkiego okrucieństwa.
To miejsce w którym trzeba być i fragment lokalnej historii, który trzeba znać.
Ale teraz jedziemy dalej. Najpierw idealnie gładkim asfaltem, później nad samym brzegiem rzeki, po błocie i kałużach. W końcu, przez Błonie i Dąbrówkę Szczepanowską, ciągle niebieskim szlakiem, docieramy do Janowic- celu naszej wyprawy.
Szukamy miejsca oznaczonego na mapie jako „Uroczysko Janowice” – jest to, według wikipedii, leśny obszar opadający stromym zboczem wzgórza w kierunku Doliny Dunajca, gdzie drzewa są malowniczo oplecione bluszczem. Ze względu na deszczową pogodę nie zagłębiamy się jednak w gęstwinę, delektujemy się za to naprawdę pięknym widokiem na Dunajec.
I wracamy. Nie lubimy powrotów ta samą trasą, więc jedziemy przez Szczepanowice. Musimy pokonać kilka ambitnych podjazdów.
Do Tarnowa docieramy już bardzo zmęczeni i powoli wleczemy się jego ulicami. Przejechaliśmy około 50 kilometrów i zajęło nam to… 7 godzin! Lepiej nie wyliczać średniej prędkości naszej jazdy:).
Ale w końcu przemierzaliśmy Pogórze Rożnowskie, a nie jakieś byle-dolinki!