Jesienna niedziela, trochę mroźna, za to bardzo słoneczna. Być może to już ostatni raz w tym roku, kiedy można komfortowo wskoczyć na rower, więc wskakujemy.
VeloDunajec to trasa rowerowa jak na razie wciąż pozostająca w budowie, która biegnie Doliną Dunajca – od Zakopanego do Wietrzychowic, gdzie łączy się z Wiślaną Trasą Rowerową.
My zwiedziliśmy jej najbardziej północny odcinek, w całości oddany do użytku fragment od Ostrowa do Wietrzychowic, o długości 26 km. Biegnie on w większości grzbietem wału przeciwpowodziowego, zachodnim brzegiem Dunajca.
Przez miasto docieramy do Ostrowa i zaczynamy! Jedziemy komfortową, raczej wąską, asfaltową ścieżką. Trzeba wziąć pod uwagę, że wał nie jest osłonięty- otaczają go malownicze pola i łąki- co sprawia, że wietrzną pogodę odczuwa się tu ze zdwojoną siłą. Ale dziś jest spokojnie.
Nie ma dużego ruchu. To świetna trasa, żeby wyciszyć się i rozmyślać- jeśli jedziemy w pojedynkę- lub prowadzić wielokilometrowe rozmowy z towarzyszem drogi. Bo kilometrów trochę nas czeka.
W Biskupicach Radłowskich zatrzymujemy się pod Pomnikiem Bohaterów Września 1939. Jest jeszcze pusto. Tu, gdzie my siedzimy wygodnie na ławce, stał kiedyś most łączący dwa brzegi Dunajca, który dwukrotnie zapisał się na kartach historii jako świadek krwawych walk.
Po raz pierwszy w czasie I wojny światowej, a dokładnie pod koniec roku 1914, gdy na zachodnim brzegu Dunajca stacjonowały wojska rosyjskie. Najpierw rosyjska armia z zaskoczenia rozgromiła podchodzących do Dunajca Niemców, którzy nie spodziewali się rosyjskiej reakcji i najspokojniej poszukiwali kwater. Ale już dzień później, czyli 18 grudnia 1914 do akcji przystąpiły wojska austro-węgierskie, mające na celu oczyszczenie brzegu rzeki z wrogich rosyjskich żołnierzy. Udało się- ich nadejście zmusiło większość Rosjan do ucieczki. Wycofując się spalili za sobą ten właśnie most.
Potem most odbudowano, ale nadeszła kolejna wojna. 1 września 1939 siły niemieckiego Wermachtu wkroczyły na teren RP. Pod liczebną i zbrojną przewagą przeciwnika Naczelny Wódz, którym zostaje Edward Rydz-Śmigły, podejmuje decyzję o skupieniu obrony wokół naturalnych przeszkód terenowych w – tym rzeki Dunajec. W pierwszych dniach września polskie oddziały wycofują się ze Śląska i Krakowa, i docierają tutaj. Biskupicki Most jest najdogodniejszym punktem przeprawy dla cywili uciekających przed wojennym dramatem. Przekracza również go tarnowski 16 pułk piechoty, zmotoryzowana brygada płk. Stanisława Maczka i inne oddziały zmęczone walkami na terenach Beskidów. A wszystko to pod obserwacją niemieckich samolotów.
Wieczorem na Biskupice zaczynają spadać pociski artyleryjskie, domy stają w płomieniach, pokazują się niemieckie czołgi. Polscy saperzy decydują się wysadzić most i uniemożliwić przeprawę Niemcom. Jednak również wiele jednostek polskiego wojska utknęło na zachodnim brzegu rzeki.
Plan dowództwa jest taki: przeprawić się przez pobliskie brody, piechotą zaatakować i unieszkodliwić Niemców, jeśli to możliwe odbudować most i umożliwić przekroczenie Dunajca reszcie naszego wojska. Akcja okupiona jest śmiercią wielu żołnierzy. Niemcy wycofują się, Polacy docierają do mostu. Okazuje się on jednak doszczętnie zniszczony. Do dowództwa dociera meldunek o udanej przeprawie przez rzekę artylerii i taborów. Można na tę chwilę zakończyć walki i wycofać się do brodów.
W 1983 roku wieś Biskupice została uhonorowana Krzyżem Walecznych.
A teraz stoi tu ten pomnik. Ale nie tylko. Historia bitwy o Biskupice, z samego początku kampanii wrześniowej, jest ciągle żywa wśród najstarszych mieszkańców wsi.
W drodze powrotnej również przystajemy tu na przerwę. Na jednej z ławek z opuszczoną głową siedzi starszy pan. A my wyciągamy termos i kanapki, rozmawiamy, i chyba wyrywamy go tym z popołudniowej drzemki. Podchodzi do nas i pyta gdzie można kupić taki termos, bo jego nie trzyma już ciepła. I zaczyna opowiadać historię tego tego miejsca. Pod pomnikiem bohaterów września 1939 spotkaliśmy właśnie tego bohatera. Uczestnika bitwy.
Tymczasem jedziemy dalej i docieramy do Wietrzychowic- końca naszej drogi.
Skręcamy jeszcze w lewo, do centrum wsi, żeby obejrzeć kościół i starą dzwonnicę.
I wracamy- dokładnie tą samą drogą.
Po 7 godzinach i 76 kilometrach znowu jesteśmy w domu! (Sama trasa Ostrów-Wietrzychowice to 52 km tam i z powrotem).
Szczególnie polecamy trasę tym, którzy nie przepadają za pokonywaniem na dwóch kółkach stromych podjazdów- tu jest całkiem płasko.
To, co przyda się w drodze, to na pewno trochę kondycji, czekolady, tematów do rozmów i w miarę sprawne kolana :).