Włóczykij wyrusza na południe

Góry, podróże i Ziemia Tarnowska

Główny Szlak Beskidzki z dzieckiem: Beskid Śląski.


Główny Szlak Beskidzki z dzieckiem

Szalenie lubię czas jeden na jeden z moją Żabą. Mam wrażenie, że jest wtedy znacznie bardziej skłonna do współpracy niż w większej grupie. Gdy okazało się, że początkiem maja uda mi się wziąć kilka dni wolnego, razem z moją trzyipół-latką zaczęłyśmy planować wspólną dziewczyńską przygodę (choć ostatecznie tata też do nas dojechał, na ostatnie dwa dni).

Planowanie było tu bardzo ważne. Zaczęłyśmy od rozmów o “przygodzie”, zakupów smakołyków “które zjemy dopiero na wyprawie”, przeglądnięcia przewodników i filmów na Youtube. Starałam się znaleźć informacje o każdej drobnostce, która może dziecko na szlaku zainteresować i co najważniejsze – zmotywować.

Padło bowiem na Główny Szlak Beskidzki, który jest moim prywatnym marzeniem gdzieś od liceum. Ten czerwony szlak ciągnie się przez Beskidy od Ustronia do Wołosatego, co daje około 500 kilometrów.
Jest bardzo różnorodny – również w kwestii możliwości noclegowych. I tak jak na tę chwilę nie odważyłabym się sama zabrać Żaby w długodystansowy szlak przez Beskid Niski czy Bieszczady – bo byłoby to logistycznie trudne – tak Beskid Śląski dysponuje mnogością schronisk i rozmaitych udogodnień. Dlatego padło właśnie na Beskid Śląski i drugiego maja wyruszyłyśmy z zamiarem przejścia od Ustronia do Węgierskiej Górki.
Noclegi rezerwowałyśmy niecały miesiąc wcześniej i nie było z tym problemu, praktycznie we wszystkich schroniskach były jeszcze wolne pokoje. Jedynie w schronisku na Przysłopie nie było miejsc w mniejszych pokojach (akurat wtedy odbywał się tam leśny zjazd dla rodzin z dziećmi), ale w sali zbiorowej mieliśmy miejsce z inną mamą z córeczką i również było super.
Ten odcinek szlaku to około 18 godzin wędrówki wg czasu mapowego i około 54 kilometry.
-> rozbiłyśmy trasę na 6 dni z których każdy miał około 1,5 godziny trasy do pokonaniach na nogach Żaby plus resztę do pokonania w nosidle ergonomicznym (średnio ok. 3 godzin czasu mapowego, z których 1,5 godziny pokonywane przez Żabę swoim tempem rozciągało się do ok. 5-6 godzin)
-> w drugi dzień ułatwiłyśmy sobie drogę i wjechałyśmy wyciągiem z Ustronia na polanę Stokłosica pod Czantorią – było błotniście i długo, a nam chodziło bardziej o dobry czas niż o rekordy, więc tę część mamy do powtórzenia na kiedyś.
Czyli my łącznie zrobiłyśmy około 52 kilometrów w 6 dni (co oznacza, że 10% GSB za nami :D).

 

Co daje wędrowanie z dzieckiem?

To prawdziwy wór pozytywnych wartości.
Radość z przygody przeżywanej wspólnie.
Wspólne rozwiązywanie problemów.
Nauka odpowiedzialności za siebie nawzajem – Żaba na przykład niosła w plecaku plastry i w razie potrzeby opatrywała moje i swoje zranienia.
Ćwiczenie wytrwałości fizycznej i psychicznej.
Przepracowywanie trudnych sytuacji (na przykład gdy pod schroniskiem na Stożku zauważyła kuszącą huśtawkę, a pracownik schroniska nie pozwolił jej z niej skorzystać).
Obserwacja przyrody i bycie częścią przyrody.
Wspomnienia.

Sama najlepsze wspomnienia z dzieciństwa mam właśnie z wyjazdów i wakacji. I tak też staram się te nasze relacje teraz budować.

wady – jak to w przypadku szlaków długodystansowych – ciężki plecak i niemożliwa do przewidzenia pogoda. Z 6 dni 2 i pół było słoneczne, a 3 i pół deszczowe – przez co uciekły nam niektóre  place zabaw, widoki z wieży czy szukanie źródeł Wisły.

A teraz trochę szczegółów z trasy. Ogólny opis łatwo znaleźć w Internecie i przewodnikach, nie będę więc wchodzić szczegóły. Skupię się na aspekcie dziecięcym na który sama zwracałam uwagę, już na etapie planowania.

Dzień 1. Ustroń Zdrój – Gościniec Równica
Po odnalezieniu słynnej czerwonej kropki przy stacji kolejowej Ustroń Zdrój, czeka nas  wg mapy 1 godzina i 40 minut drogi, 4km, 400 metrów podejścia (docieramy na 758m.n.p.m.). Rzeczywiście jest stromo, a plecak okazuje się być bardzo ciężki, zwłaszcza pod górę… Ale  na szczęście tego pierwszego dnia miałyśmy wsparcie rodzinki, która nas odwiozła:).
Wyruszamy najpierw ulicami Ustronia. Mijamy odbicie do źródła żelazistego które chętnie byśmy odwiedziły gdyby nie ciężki plecak i deszczowe prognozy- i zmierzamy prosto do góry. Gdy asfalt się kończy, wędrujemy bardzo ostro pod górę nad malowniczym potokiem Gościeradowiec.  Mozolne pokonywanie wysokości kończy się po dotarciu do kamienia ewangelików, przy którym znajduje się dogodne miejsce do odpoczynku. Od tego momentu leśna ścieżka staje się bardzo przyjemna. Żaba, która do tej pory spała w nosidle, przechodzi resztę drogi  już na własnych nogach ciesząc się po drodze zeskakiwaniem z kamieni, wędrownym kijem i towarzystwem babci:)

Miałyśmy ochotę wdrapać się na szczyt Równicy (podobno roztacza się z niego piękny widok) – dzisiejsza trasa była krótka, a to tylko 15 minut żółtym szlakiem. Niestety niedługo po tym jak dotarliśmy do schroniska, rozpoczęła się ulewa która trwała, trwała i trwała…

Nocleg w Gościńcu Równica można zarezerwować przez portal booking.com. (Ja zapłaciłam 84zł, 3-letnie dziecko bezpłatnie, pościel w cenie.)

Dziecięce atrakcje i motywacje na tym odcinku trasy:
kramy z zabawkami w Ustroniu – zazwyczaj tego nie praktykujemy, ale tym razem przy ich okazji obiecałam Gabi, że po ukończeniu drogi będzie mogła wybrać sobie coś na pamiątkę
Gościniec Równica: przy jadalni znajduje się pokoik z wygodną kanapą, zabawkami i książeczkami. I piętrowe łóżko w pokoju:) W schronisku warunki są bardzo komfortowe, włącznie z super-łazienkami i oczywiście ciepłą wodą
– stoisko z lodami w okolicy Gościnca
– poniżej schroniska, idąc asfaltową drogą dojazdową około 10 minut w dół, znajduje się Górski Parsk Równica – z placem zabaw, torem saneczkowym i kinem 7D – wg informacji z Internetu, my miałyśmy w planach plac zabaw, jednak wspomniana już deszczowa pogoda nas pokonała

Dzień 2. Gościniec Równica – Wielka Czantoria (995) – Schronisko Soszów
To był najcięższy dzień naszej wyprawy. Rano długo czekałyśmy aż przestanie padać, o 11 mimo deszczu wyruszyłyśmy. Miałyśmy zaplanowane 4 i pół godziny marszu. Gdy jednak z Żabą w nosidle zeszłam w dół pierwsze 4 km do stacji kolejowej Ustroń Polana, plecak zdążył mi już dać w kość tak bardzo, że niemal płakałam ze szczęścia na widok działającego wyciągu krzesełkowego na Polanę Stokłosica pod szczytem Czantorii. Trzeba przyznać – ten dzień był zbyt ambitny jak na połączenie naszych możliwości z deszczową pogodą. A pokonanie największej stromizny i błotnej ślizgawki na siedząco okazało się prawdziwym wybawieniem. Wjechałyśmy więc, oszczędzając sobie tym samym około 1,5 godziny wspinaczki pod górę. W drodze przez chwilę udało nam się obserwować widoki na Ustroń, szybko jednak pochłonęła nas biała mgła i chmury. Koszt przejazdu kolejką w jedną stronę to 30 zł dla osoby dorosłej, dzieci do 4 roku życia jadą za darmo.
A trasa na dzisiaj ostatecznie zmieniła się w 3 godziny i 15 minut czasu mapowego, 11 kilometrów, 314 metrów podejścia i 734 metry w dół.
Na Polanie Stokłosica nie było już widać absolutnie nic. Chwilami obawiałam się nawet czy gdzieś nie zabłądzimy, jednak szlak jest oznakowany bardzo dobrze.
Żaba zaczęła iść sama, więc na szczyt Wielkiej Czantorii szłyśmy bardzo długo (wg mapy powinno nam to zająć ok. 35 minut, dla nas ten czas był niemierzalny.) Zatrzymywałyśmy się na jedzenie, zabawę w chowanego, czasem żeby sobie po prostu pojęczeć. 😀 Na szczycie Czantorii znajduje się wieża widokowa, wstęp na nią jest płatny (10zł dorosły, 6zł dziecko 4-12 lat). W pobliżu, po stronie czeskiej, znajduje się schronisko. My nie zbaczałyśmy jednak ze szlaku. Posiedziałyśmy chwilę w drewnianej wiacie, w której Żaba szalała na tyle, że boleśnie zjechała nosem po blacie. A potem wyruszyłyśmy dalej w dół, kamienistą ścieżką wzdłuż słupków granicznych. Wreszcie wyszłyśmy z lasu i zaczęły pojawiać się widoki. Szczególnie podoba nam się na polance przed przełęczą Beskidek. Czekało nas jeszcze podejście na Soszów Mały i do schroniska.

Za nocleg w schronisku zapłaciłyśmy 100 zł (70zł ja i 30zł Żaba) + 12zł pościel.

Dziecięce atrakcje i motywacje na tym odcinku trasy:
– w pogodny dzień możemy zaraz na początku trasy zboczyć do Górskiego Parku Równica
– niebieski most na Wiśle 
– plac zabaw przy ośrodku wypoczynkowym “U Krzysia” w okolicy PKP Ustroń Polana – jedynie mijałyśmy, wyglądał bardzo atrakcyjnie. Nie wiem czy jest dostępny tylko dla gości nocujących czy również dla tylko jedzących w restauracji, ale można rozważyć nocleg tutaj zamiast pod Równicą
– w deszczowy dzień można ułatwić sobie wędrówkę wyciągiem krzesełkowym na Polanę Stokłosica – oczywiście nie namawiam, my odcinek mamy do powtórzenia;) Ale bardzo się cieszę, że skorzystałyśmy z możliwości latania w chmurach – była i frajdą dla Żaby i wybawieniem dla mnie:)
wieża widokowa na Czantorii
schronisko Soszów: najpierw docierając do celu widzimy plac zabaw pod sąsiednią karczmą, a potem kolejny pod naszym docelowym schroniskiem. W schronisku na Soszowie jest rewelacyjny klimat, jadalnia oświetlona jest nastrojowymi lampkami, a za nazbieranie worka śmieci po drodze można tu, wg strony internetowej, dostać ciastko:) Skorzystałyśmy i z tej opcji motywacyjnej. Oprócz tego znajdziemy tu wygodny fotel bujany w korytarzu na piętrze. A w łazience cudownie ciepła woda (pan gospodarz prosił żeby dać znać kiedy idziemy się myć i specjalnie wtedy grzeje wodę) i nakładka na toaletę dla najmłodszych.

 

Dzień 3. Schronisko Soszów – Cieślar (918) – Schronisko PTTK na Stożku (979)
Ten dzień był dniem wypoczynku. 4,5km, 1 godzina i 35 minut drogi; 298 metrów w górę i 139 w dół. Żaba wiedziała że tego dnia będzie szła wyłącznie na własnych nóżkach i nie protestowała. Pogoda wreszcie stała się słoneczna. Rano zaliczyłyśmy jeszcze raz oba place zabaw – raz przed, i raz po obłędnym, schroniskowym śniadanku. Wyszłyśmy więc dość późno. Trochę zbyt późno, bo okazało się, że często dość długie postoje wypadają nam co 100-200 metrów… (Od razu zdradzę że ta 1:35h rozciągnęła nam się na ok. 7 godzin i pod koniec sprawdzałam czy uda nam się zdążyć przed zamknięciem kuchni na Stożku:D) Tego dnia trasa rozpoczęła się od dość ostrego podejścia na szczyt Soszowa Wielkiego (886m.n.p.m.) Znajduje się tam ławeczka z pięknym widokiem. Następnie już dość płaskim terenem zmierzamy powoli w stronę szczytu Cieślara. Tam jest prawdziwa rewelacja z widokami! A za Cieślarem schodzimy nieco w dół do Chatki zwanej Cieślarówką. Na stołach wygrzewają się dwa koty, przy chatce stoi mini-plac zabaw… A przy drzwiach wystawione jest menu. Niestety chatka okazuje się zamknięta, więc nie udaje nam się dostać tam obiadku. Na chatce przyklejona jest informacja o telefonie kontaktowym, nas jednak zaczyna już gonić czas, zmieniamy więc plany na kolację na Stożku.
Z Cieślarówki i przełęczy “pod Małym Stożkiem” czeka nas ostatnie już podejście, które, trzeba przyznać, daje w kość małym nóżkom. W końcu jednak wyłania się zarys schroniska i bardzo, bardzo powoli docieramy na miejsce.

Cena noclegu to 50zł za osobę, bez dodatkowej opłaty za pościel.

Dziecięce atrakcje i motywacje na tym odcinku trasy:
kałuże!!! Po wczorajszym deszczu był ich ogrom i obie byłyśmy szczęśliwe, że dźwigamy ze sobą kalosze i gumowe spodnie:)
psy i konie – pogoda była piękna, więc zwierzaków na szlaku pojawiło się całe mnóstwo
nauka mówienia “dzień dobry” mijanym turystom – przysporzyła Żabie mnóstwo radości i mimo że na co dzień jest nieśmiała, to bardzo cieszyła się, że wędrowcy z uśmiechem jej odpowiadają
– koty i mini-plac zabaw pod Cieślarówką – bardzo sympatyczne i kontaktowe dwa buraski wygrzewające się na stole:) Przy chatce jest również mały plac zabaw – domek ze zjeżdżalnią i piaskownicą. Miałyśmy nadzieję na obiad w tym uroczym miejscu, niestety było tego dnia zamknięte.
– trasa z Małego Stożka na Stożek Wielki obfitująca w miejsca do wspinania po wystających korzeniach… w jednym miejscu tworzą one zarys małej łódki – może i wam uda się ją odnaleźć? 🙂
W samym schronisku na Stożku jest trochę licho jeśli chodzi o typowo dziecięce atrakcje. Żaba wypatrzyła huśtawkę, ale pan z obsługi niezbyt sympatycznie uświadomił ją, że ona nie jest dla turystów. Za to jadalnie mają kapitalną – z oknem na góry na całą ścianę i mnóstwem roślin na długim parapecie. Problemem była dla nas lodowata woda (miałyśmy dzień brudasa) i brak dostępu do czajnika w nocy (termos z wrzątkiem znajduje się w jadalni, która jest na noc zamykana). Żabę dopada czasem w nocy lub wcześnie rano chęć na owsiankę i akurat tak było tym razem. Stożek był dla niej solidną dawką nauki radzenia sobie z zawiedzionymi oczekiwaniami i do dziś gdy wspominamy wędrówkę mówi, że tam nie chciałaby wrócić.

Dzień 4. Schronisko PTTK Stożek – Beskid – Przełęcz Kubalonka
Kolejny  przyjemny dzień, gdyż trasa prowadziła głównie w dół lub po płaskim terenie. 2 godziny i 20 minut wg mapy, 8km, 202 metry w górę i 398 metrów w dół. 
Wyruszyłyśmy tuż po śniadanku prostą, przyjemną i widokową dróżką z kałużami. Niedaleko za schroniskiem stoi przy szlaku chatka której dach jest akurat na wysokości naszej ścieżki, można się na niego wdrapać aby przysiąść i odpocząć… A z ciężkim plecakiem punkty na których można ten plecak postawić bez konieczności podnoszenia go później są bardzo w cenie (zwykle idealnie sprawiają się pniaki) 🙂 Pomiędzy szczytami Kyrkawica i Kiczory znajdują się skałki w sam raz do prób wspinaczkowych małego człowieka;) A od punktu widokowego Kiczory czeka nas dość strome zejście w dół do przełęczy Łączecko. Na przełęczy jest bardzo malowniczo. Widoki sięgają po Beskid Żywiecki i Tatry. Odpoczęłyśmy chwilę na drewnianych balach i ruszyłyśmy dalej w dół- przez dłuższy czas szlak prowadził teraz szeroką, wygodną drogą, a potem odbił w “krzaki” w stronę szczytu Beskid. A potem już w dół, do Kubalonki. Na tym ostatnim odcinku jest bardzo błotniście, co daje przedsmak jutrzejszego dnia, ale my o tym jeszcze wtedy nie wiedziałyśmy.:)

Za nocleg w Karczmie Kubalonka zapłaciłyśmy 170zł za mnie i Żabę, w cenie było pyszne śniadanie.

Dziecięce atrakcje i motywacje na tym odcinku trasy:
– dach na tle gór niedaleko schroniska
– malownicza skała do wspinania
– w rynienkach na drodze od przełęczy Łączecko do odbicia na Beskid ukrywają się rozmaite robale (wiem, wiem, nie dla wszystkich super atrakcja;D)
– Karczma Kubalonka: kolejne super-pro-dziecięce-miejsce na trasie. Pod karczmą znajdują się huśtawki. W środku, w sali jadalnej jest kącik zabaw, są też maskotki psów i kotów na parapecie przy każdym stoliku. W części noclegowej z kolei znajdziemy biblioteczkę bogato wyposażoną w książki dla dorosłych i dzieci, i planszówki. Po drugiej stronie ulicy znajdują się dwa punkty z lodami, przy jednym z nich stoi różowy “świnkosłoń”

Dzień 5. Przełęcz Kubalonka – Dorkowa Skała – Stecówka – Schronisko PTTK Przysłop pod Baranią Górą
Ten dzień nazwijmy Dniem Błota:) Niósł ze sobą chyba największe wyzwanie- mokradła do przejścia.
2 godziny 53 minuty, 8,5 kilometra; 377 metrów podejścia i 207 metrów w dół.
Opuszczając przełęcz Kubalonka przechodzimy z pasma Czantorii w pasmo Baraniej Góry. Z Kubalonki wyruszamy asfaltową drogą z małymi wodospadzikami. Po kilkudziesięciu minutach (wg mapy 15:D) jesteśmy na przełęczy Szarcula, gdzie odbijamy w las przechodząc obok parkingu z urokliwą drewnianą wiatą ze stołeczkami – w sam raz do odpoczynku.
Po krótkim podejściu docieramy do fantastycznej Dorkowej Skały, która ma dziury i zakamarki świetne do chowania się i szukania.
A potem zaczyna się zabawa. Zaczyna padać deszcz (co do minuty równo z informacją platformy pogodowej yr.no), Żaba zaczyna marudzić i pakuje się na drzemkę do nosidła, i wkraczamy na wyjątkowo grząski grunt. Błoto naprawdę chwyta za buty i czasem próbuje wessać:) Na początku było w miarę ok, przez chwilę szłyśmy też za chłopakami, którzy pomogli nam znaleźć bezpieczną ścieżkę. Ale w pewnym momencie boczne obejścia błota których szukamy zrobiły się gorsze niż sam szlak. Raz to leśne bagienko złapało mnie do połowy uda i myślałam że dalej będę szła bez buta- sytuację uratowały jednak stuptuty. 
Wydostać się z 12 kilogramami w nosidle i kolejnymi X kilogramami na plecach było jednak ciężko. Ale udało się, i po walce osiągnęłyśmy Stecówkę. Minęłyśmy kościółek i zaczęłyśmy znów wspinać się pod górę. Po jakimś czasie droga łączyła się z asfaltową, a tam nad brzegiem malowniczej Czarnej Wisełki spotkałyśmy Tomka, który zostawił auto na końcu trasy i szedł od drugiej strony. I w końcu już w pełnym składzie rozpoczęliśmy ostatnie podejście do schroniska Przysłop pod Baranią Górą, w którym mieliśmy spędzić dzisiejszą noc.

Za nocleg w pokoju wieloosobowym zapłaciliśmy 80zł za osobę, plus 20zł za pościel.

Dziecięce atrakcje i motywacje na tym odcinku trasy:
mini wodospady zaraz za Kubalonką
– skała z dziurami, czyli Dorkowa Skała
– stary kościółek na Stecówce z dzwonnicą – nam akurat udalo się obserwować jak w rzęsistej ulewie ktoś ten stary dzwon faktycznie uruchamia
– schronisko Przysłop pod Baranią Górą: absolutnie niesamowite miejsce pod kątem bycia w górach z dzieckiem ( i nie tylko). Duży kącik zabaw i biblioteczka dziercięca w sali jadalnej, a oprócz tego na każdym piętrze miejsce z wygodną sofą/ fotelami do wypoczynku i półeczką pełną gier. Bujany fotel, piętrowe łóżka, sklepik z pamiątkami (jeśli chcemy jakieś kupić, to tu są naprawdę spoko rzeczy)… Poza tym niesamowity wystrój. Nasz pokój “Zimowe Tatry” miał na suficie lampę z nart.

Dzień 6. Schronisko PTTK Przysłop – Wierch Wisełka –  Barania Góra (1220m.n.p.m.) – Magurka Wiślańska – Hala Radziechowska – Glinne – Węgierska Górka
Ostatni dzień w trasie.
4 godziny 55 minut, 16 kilometrów; 469 metrów w górę i 1006 metrów w dół.
Najdłuższy jeśli chodzi o kilometry, ale dla nas lżejszy bo był już z nami Tomek. Pierwszym wyzwaniem było wyjście ze schroniska tak rewelacyjnego jak Przysłop:) Nie pomagało, że pokój dzieliliśmy z sympatyczną dziewczynką w wieku Żaby z którą świetnie się razem bawiły. Gdy już wyszliśmy, pierwszym wyzwaniem było zdobycie Baraniej Góry (przez Wierch Wisełka, w okolicy którego, poza szlakiem, znajdują się wg mapy wykapy Czarnej Wisełki – kiedyś wrócimy ich poszukać). Deszcz znowu wisiał w powietrzu. Później trasa wiodła już w dół – przez Magurkę Wiślańską, Magurkę Radziechowską i Halę Radziechowską, która we mgle sprawiała niesamowicie tajemnicze wrażenie (i na której prawie się zgubiliśmy.) Ostro zaczęliśmy tracić wysokość dopiero od kolejnego szczytu – o nazwie Glinne. Lasem zeszliśmy do Węgierskiej Górki, gdzie tym razem zakończyła się nasza przygoda.

Dziecięce atrakcje i motywacje na tym odcinku trasy:
– tablice z informacjami o lokalnej faunie – u nas najbardziej weszły rysie:P
(HIT!)  w kilku miejscach znajdują się belki drewna luźno rzucone w błoto, mające cel ułatwiający przejście, a w rzeczywistości sprawiające że czujesz się ja w SuperMario 🙂 Żaba stwierdziła że to całkiem jak plac zabaw.
– śnieg – przynajmniej do pierwszego weekendu maja tego roku obecny w okolicy szczytu Baraniej Góry:)
wieża widokowa na Baraniej Górze – z widokami nam się nie poszczęściło, ale i Żaba i tak chciała wdrapać się na szczyt
szukanie źródeł Wisły – z tym też nam nie poszło ze względu na pogodę
Węgierska Górka: na samym końcu tego odcinka przechodzimy przez urokliwy moc, a następnie obok placu zabaw

Nie mogę się powstrzymać przed jeszcze jednym podsumowanie naszych pomysłów na motywację  – czyli klucza do powodzenia wyprawy z dzieckiem:
planowanie – od którego zaczęłam tę opowieść. dziecko musi wiedzieć gdzie idzie, po co, co ciekawego może się wydarzyć i co będzie jadło. Chce poznać szczyty gór i nazwy kwiatków które będziecie mijać. Taka dziecięca natura.
– ze względu na lekarskie zapędy córy w ostatnim czasie – wspólne przygotowanie apteczki z dużym zapasem kolorowych plastrów:)
place zabaw, pokoje zabaw i kąciki zabaw w trasie
zabawy w trasie (u nas w chowanego, wyścigi (z mamą lub z lalką), wyzwania typu “ciekawe, czy uda ci się zeskoczyć z tego kamienia na jednej nodze?”)
wieże widokowe  – na naszej trasie były dwie – na Czantorii i Baraniej Górze, niestety pod obiema znalazłyśmy się w mlecznej mgle
jedzenie w łapce w trakcie iścia – mam wrażenie że Żabie najlepiej się idzie przy stałym dopływie kalorii 😀 – sprawdziły nam się tubki z musami i owsianką bez cukru, a przy pokonywaniu największych trudności również czekotubka, chociaż na co dzień Żaba słodyczy nie je. Tych saszetek wzięłabym więcej następnym razem bo nie bardzo było gdzie dokupić.
mówienie “dzień dobry” innym turystom na szlaku – mimo że Żaba jest dość nieśmiała, czasem miała ochotę robić to sama z siebie i bardzo się cieszyła, że ktoś jej odpowiedział
– książeczka GOT PTTK i pieczątki w schroniskach
– obietnica wyboru pamiątki z okazji ukończenia trasy (planowaliśmy w Węgierskiej Górce, ale całe szczęście Żaba namówiła nas na małego pluszaka już w schronisku pod Baranią Górą – w Węgierskiej nie widzieliśmy żadnych tego typu stoisk)
opowieści w drodze, zagadanie dziecka... To jest czasem jakaś magia. Gdy podchodziliśmy na szczyt Baraniej Góry minęliśmy tablicę opisującą zwierzęta żyjące w tym paśmie- wśród nich był ryś. Opowiedziałam wtedy Żabie, jak kiedyś wracałam z przyjaciółką z jednego z tatrzańskich szczytów i nagle usłyszałyśmy dziwny dźwięk w krzakach. Do tego dźwięku nagle przebiegł nam drogę ryś. Chwilkę później przemykał z powrotem, a za nim szło małe rysiątko. To ono było źródłem tego dźwięku. Mama poszukiwała swojego zagubionego dzidziusia! Gdy Żaba usłyszała tę opowieść, kazała powtórzyć ją sobie około 20-30 razy, i tym sposobem bez jęczenia zdobyła Baranią Górę na własnych nóżkach. Gdy ja nie miałam siły dalej mówić, pałeczkę przejął Tomek i zaczął z kolei opowiadać o jeleniu którego spotkaliśmy w lesie w Beskidzie Niskim gdy Żaba była malutka. Tak więc nie musi to być nic wyjątkowego, zwykła historia z życia. Ważne żeby złapać uwagę Małego Człowieka.

Na koniec nie mogę powiedzieć niczego innego niż to, że uważam że to był rewelacyjny czas i każdemu rodzicowi kochającemu góry polecam podjęcie takiej próby.
Przed wyprawą niektórzy mówili że dziecko się “wytyra” i zniechęci do gór. Nie stało się tak, mimo, że jęczenia trochę w trakcie drogi było. (Ale ja się wytyrałam, to akurat prawda :P)
Po powrocie nagrałam Żabie opowieść – wspomnienie każdego dnia wyprawy pod tytułem “Mała Żaba na czerwonym szlaku”. I obecnie przed pójściem spać zamiast standardowych bajek wałkujemy nasze własne przygody “-Mama, włącz od Równicy!” – i szykujemy się na następne.

 

Tagi: , , , , , , , , , , , , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *