Minął miesiąc od kiedy wróciliśmy z pierwszego tak dalekiego wyjazdu we trójkę. Nie nadalibyśmy rodzinnej wycieczce nad morze i w góry tak szumnej nazwy jak roadtrip, ale ilość czasu spędzonego w samochodzie całkowicie nam na to pozwala! A więc wróciliśmy z roadtripu- z niemowlakiem. 🙂
Cel był bardzo prosty- jedziemy tam, gdzie nie pada. Dlatego padło najpierw na bałtyckie wybrzeże, a potem Krainę Ducha Gór, czyli Karpacz. Ale przystanki w drodze do tych celów wyznaczała najmłodsza podróżniczka- tak samo jak czas przejazdu. Co z tego wynikło?
- Okazuje się, że nawet z dzieckiem które szczerze nie przepada za jazdą samochodem da się zrobić 2 tysiące kilometrów w dwa tygodnie, nie narażając malucha (i siebie) na wielogodzinny płacz. Podstawową zasadą jest maksymalne dopasowanie się do dziecka- jego pory drzemek lub nocnego snu, tak aby i ono pozytywnie przeżywało podróż. Jedziemy nie dla siebie, przemycając dziecko gdzieś z boku, ale dla całej naszej trójki. Po pierwsze chcemy pokazywać Gabi świat od samego początku i razem z nią go poznawać, a po drugie i chyba ważniejsze- w szaleństwie codzienności chcemy mieć trochę czasu gdzie jesteśmy razem -i tylko razem- przez całą dobę. W tym wszystkim strasznie ważne jest, aby Mała wynosiła z tego pozytywne przeżycia- bo nie będzie pamiętać wydarzeń, ale zapachy, dźwięki i emocje? Wierzymy, że tak. Dlatego wiedząc, że Mała nie lubi siedzieć w foteliku opracowaliśmy rozwiązanie idealne- gdy zachodzi taka potrzeba zatrzymujemy się i zamieniamy nasz samochód w mini-kampera. Szczegóły znajdziecie na końcu. 🙂
A jeśli musimy mimo wszystko wytrwać dłuższy odcinek, ratujemy się dziecięcą muzyką, którą wspólnie bardzo głośno śpiewamy, gadającymi książkami, i gadżetami w typie kluczy i okularów- każda nowość może dać nam kilka cennych chwil:D - Jest szansa, że 5-godzinny odcinek trasy zajmie nam ponad dobę- nam zdarzyło się tak dwa razy.
- Dzięki 10-miesięcznej Gabrieli zobaczyliśmy miejsca, na które normalnie na pewno nie zwrócilibyśmy uwagi.
My planowaliśmy długi postój przeznaczony na zwiedzanie Poznania- ona wybrała ścieżkę spacerową nad Gwdą, gdzie podobno można spotkać bobry. My wymyśliliśmy sobie Szczecin, ona wolała Myślibórz. (Zdecydowanie woli mniej znane miejsca…) Myśleliśmy, że noc spędzimy już na Dolnym Śląsku, tymczasem Gabi zapragnęła dodatkowego noclegu pod statuą Jezusa w Świebodzinie.
Generalnie- jeśli spała, chcieliśmy pokonać jak najwięcej kilometrów, a kiedy się budziła (i albo płakała od razu, albo po kilkudziesięciu minutach) szukaliśmy miejsca na przerwę. Miało to pewien spontaniczny urok.
TRASA
Tarnów (1) – parking przy autostradzie gdzieś między Wrocławiem a Poznaniem (2) – miejsce żerowania bobrów nad Gwdą- na północ od Piły (3) – Chłopy (4) – Kołobrzeg (5) – Myślibórz (6) – Świebodzin (7) – Bolków (8) – Karpacz (9) – Sobótka (10) – Tarnów (1)
.
CIEKAWE MIEJSCA NA NASZEJ TRASIE
O okolicach nadmorskich możecie przeczytać nieco więcej- TUTAJ, a o Karpaczu TUTAJ.
Poniżej za to znajdziecie kilka kadrów z miejsc nieplanowanych i mniej oczywistych.
OBSZAR ŻEROWANIA BOBRÓW nad rzeką Gwdą, na północ od miasta Piła, nieopodal stacji Orlen przy drodze krajowej nr 11.
(Współrzędne: 53.18486338620485, 16.771458049287787)
Znajduje się tam obszerny parking, a z niego prowadzi przepiękna ścieżka spacerowa nad Gwdą. Można założyć buty sportowe i przejść się kawałek samym brzegiem rzeki. Bobrów nie udało nam się znaleźć, były za to kaczki, miejsce na piknik, cisza i spokój.
MYŚLIBÓRZ
Kiedyś Soldin. Miasteczko położone malowniczo nad Jeziorem Myśliborskim. Wzmiankowane już w starych archiwach z XIII wieku, a znacznie wcześniej będące osadą kultury łużyckiej i słowiańskim grodziskiem. Do 1945 roku leżało w granicach Niemiec. Dziś znajdziemy tu pozostałości miejskich obwarowań- dwie bramy wjazdowe, basztę prochową i fragmenty murów miejskich, a także kilka zabytkowych kościołów, w tym jeden z bardziej znanych celów katolickich pielgrzymek- kościół Miłosierdzia Bożego. Zapraszamy na spacer!
FIGURA JEZUSA W ŚWIEBODZINIE
Gabi przebudziła się i absolutnie, natychmiast musiała się zatrzymać właśnie przy tym zjeździe. Założyliśmy więc, że pewnie chce obejrzeć imponujący, żelbetowy pomnik Chrystusa- Króla Wszechświata. Nawiązuje on do tego w Rio de Janeiro – i jest od niego wyższy o 3 metry- ma ich 36. Rozłożyliśmy naszego kampera na parkingu pod Tesco- naprzeciwko pomnika, zjedliśmy kolację, a gdy się ściemniło, wybraliśmy się na spacer.
BOLKÓW
A do 1945 roku Bolkenhain. Według źródeł historycznych miasto Bolka I Surowego żyjącego w XIII wieku, który zajął się rozbudową zamku. Bo to właśnie zamek położony malowniczo na 396-metrowym wzgórzu jest tutaj turystycznym numerem jeden. Nam udało się spędzić większą cześć nocy właśnie u stóp zamkowego wzgórza, a rano, tuż po śniadaniu wyruszyć na zwiedzanie- w całkowitej samotności! W dodatku był poniedziałek- a w poniedziałki wstęp jest za darmo. 🙂
Będąc tu warto zwiedzić nie tylko zamek, ale i resztę poniemieckiego miasteczka, z ratuszem i pochyłym, prostokątnym rynkiem. A później można zajrzeć również do sąsiedniej wioski Świny, w której również wznosi się zamek- według legendy miały one być połączone podziemnym tunelem.
SOBÓTKA
Kolejne w czasie tej wycieczki poniemieckie miasteczko, leżące u podnóża Ślęży. Trafiliśmy tu w czasie deszczu, a mimo to mieliśmy ambicje wspiąć się na kolejny wierzchołek z Korony Gór Polski- jednak Gabriela stanowczo odmówiła nam tej przyjemności. 🙂 Jedyne na co się zgodziła to spacer na obiad w domu turysty “Pod Wieżycą”.
JAK SPAĆ W SAMOCHODZIE Z DZIECKIEM
Inspirację zaczerpnęliśmy od Rodziny bez Granic (szczególnie z ich książki o Ameryce Środkowej) i od cudownych Love Krowe.
Napiszę krótko o tym, jak zrobiliśmy to w naszym samochodzie, który nie jest szczególnie przestrzenny- sama przeszukiwałam Internet, więc może i nasze doświadczenie komuś się przyda. 🙂
Istotą magicznej zamiany naszego Audi A4 combi w sypialnię jest 5 elementów:
- Drewniany, dwuczęściowy stelaż zrobiony przez Tomka na wymiar, który kładziemy na złożonych tylnych fotelach po maksymalnym przesunięciu foteli przednich do przodu.
- Materac– najzwyklejszy, piankowy o grubości 8cm (nie zaszkodziłoby 2 cm więcej, ale jest ok), zamówiony na allegro dokładnie w takim wymiarze jaki zmieści się na powierzchni stelaża. Materac powędrował do tapicera w celu rozcięcia na 3 równe części i pokrycia obiciem. Części zostały zeszyte ze sobą i powstał idealny, składany turystyczny materac (gotowce również są dostępne w internecie, nie udało nam się jednak znaleźć pasującego, nawet w przybliżeniu pod nasze wymiary).
- 4 skrzynki, które mieszczą się pod stelażem – można je łatwo wysunąć i mieszczą sporo rzeczy (najpraktyczniej jest wypełnić je tym, co przydaje się w czasie noclegu w samochodzie, ale niekoniecznie zabieramy to ze sobą na zwykły nocleg).
- Organizery zawieszane na tylnej powierzchni przednich foteli- w ogóle bardzo przydatne w czasie podróży z dzieckiem na tylnej kanapie, stanowią przestrzeń w której można umieścić nieskończoną ilość potencjalnie interesujących przedmiotów proponowanych jeden po drugim w czasie kryzysu :D. W czasie noclegu w samochodzie wkładamy tam najpotrzebniejsze podręczne rzeczy które dzięki temu nie gubią się co chwilę .
- Bagażnik dachowy– największy, jaki udało nam się znaleźć. Bez niego nie dalibyśmy rady się spakować- stelaż, materac i gruba kołdra konieczna na wczesnojesienne samochodowe noce zajmują na tyle dużo miejsca, że nie dalibyśmy już rady wcisnąć nic więcej. Choć warto tu zaznaczyć, że my z minimalizmem w czasie pakowania wciąż staramy się zaprzyjaźnić – i czasem wychodzi nam to lepiej, ale częściej gorzej.
Z innych przydatnych rzeczy będą to na pewno wspomniana ciepła, zimowa kołdra i czapeczka na głowę dla dziecka jeśli noc jest chłodna, a także butelka wody źródlanej i kuchenka turystyczna, żeby rano rozgrzać się kawą (czy tam kaszką…). Przyda się lampka campingowa (światło będzie płynąc z baterii zamiast akumulatora).
Jeśli chodzi o kwestie dziecięce– Gabi czuła się w samochodowej sypialni jak u siebie- śmigała po materacu od zabawki od zabawki i nie czuła tego, że miejsca jest za mało (dla nas sufit mógłby być trochę wyżej). Zasypiała szybciej niż w domu- pewnie po trudach podróży. I mimo naszych obaw wróciła z pierwszych dużych wakacji całkowicie zdrowa- nie dał jej rady ani nadmorski wiatr, ani deszczowy tydzień w górach, ani właśnie spanie w zimnym samochodzie, którego obawialiśmy się najbardziej (w najzimniejszym momencie temperatura na zewnątrz wynosiła 7 stopni)
Warto pomyśleć o takim sypialnianym zapleczu ratunkowym wybierając się maluchem w dłuższą trasę. Nam uratowało to może nie tyle życie, co komfort podróżowania i dało sporo luzu w planowaniu trasy. A spokojna głowa w podróży to podstawa- stresu wystarcza przecież w codzienności.